7 zabawnych, zabawnych recenzji Amazon o książkach Mr Men
Opublikowany: 2016-12-19W serwisie Amazon recenzent Hamilton Richardson przedstawia swoją krytykę literacką na temat książek Mr Men. Hamilton, brzmi jak znudzony rodzic, którego umysł zaczął błądzić po przeczytaniu jednej z tych książek po raz kolejny!
1. Pan Zarozumiały
Hargreaves: bolszewik czy monarchista?
Na pierwszych kilku stronach tej, jedenastej pracy z serii Mr Man, prawie można oczekiwać, że Hargreaves wkroczy w materializm dialektyczny.
Spotykamy pana Uppity z cylindrem i monoklem – jasną i jawną reprezentację burżuazyjnego przemysłowca. Inne gadżety, takie jak jego długa limuzyna i imponująca kamienica, dodatkowo zdradzają grę.
W słabo zawoalowanym odniesieniu do ucisku robotników przez klasę rządzącą mówi się nam, że pan Uppity jest niegrzeczny wobec wszystkich, a szczegół, że nie ma on przyjaciół w Bigtown, wyraźnie informuje nas, że masy są na krawędzi rewolucji . Czy mamy być świadkami wojny klas w stylu Hargreavesa? Widzieć, jak pan Uppity został pociągnięty do odpowiedzialności przez rewolucyjną władzę proletariatu? Pokonany i obalony przez partię robotniczą?
Bynajmniej. Mr Uppity nie jest marksistowską analizą, leninowską receptą na pozew zbiorowy. Jak zawsze, pojawia się wrodzony i zasadniczy konserwatyzm Hargreavesa. Jego krytyka burżuazji nie pochodzi od proletariatu, lecz od arystokracji feudalnej. To autorytet króla nakłada ograniczenia na ekscesy pana Uppity, ponieważ jego uzurpacja i arbitralne sprawowanie władzy naruszyło „naturalny porządek rzeczy”. Stąd ochrona, jakiej udziela się masom w odpowiedzi na to wykroczenie, jest ojcowska i otrzymują ją jako podmioty, a nie radykalne podmioty zmiany.
Będąc tak zagorzałym tradycjonalistą, Hargreaves z konieczności jest reformatorem, a nie rewolucjonistą. Król nie skazuje pana Uppity'ego na egzekucję, więzienie ani nawet wysłanie na wygnanie. Nie ma przejęcia i kolektywizacji jego bogactwa przez państwo, a właściwie jakiejkolwiek redystrybucji. (Pomimo przepychu i wielkości król nie ma już takich uprawnień – zarówno zewnętrzna zarozumiałość, jak i ostateczna słabość jego interwencji wydają się niczym więcej niż zachowaniem twarzy dla jego słabnących dziedzicznych rządów.)
Raczej w końcu jest to najłagodniejsza ze wszystkich regulacji, jaką narzuca się klasie kapitalistycznej. Własność środków produkcji pozostaje taka sama, bez fundamentalnych zmian w bazie ekonomicznej – tylko niektóre nadstrukturalne majsterkowanie, aby powstrzymać wszelkie zbyt brutalne deptanie małego człowieka. Klasa rządząca może robić tak samo, jak wcześniej, o ile mówi „proszę” i „dziękuję”. Arystokracja jest należycie uspokojona.
W ten sposób docieramy do Wielkiej Brytanii, w której mieszkał Hargreaves – łagodnie regulowanego kapitalizmu połączonego z fikcyjną arystokracją, utrzymywanej przez naszą zbiorową nostalgię i narodowy brak apetytu na masowe działania.
2. Pan Bałagan
Niepokojące echa Josefa K
Gdyby „1984” lub „Proces” były książką dla dzieci, Pan Messy byłby nią. Żadna literacka postać nigdy nie została tak całkowicie i kategorycznie zniszczona przez siły kontroli społecznej. Hargreaves może w tej pracy oddać hołd Kafce i Orwellowi, ale też wykracza poza nie.
Poznajemy Mr Messy – człowieka, którego całe codzienne życie jest nierozcieńczonym wyrazem jego indywidualności. Sam jego nieporządek jest metaforą jego błogiego i nieświadomego lekceważenia porządku społecznego. Owszem, zdarza się, że on sam jest ofiarą tej indywidualności – jak wtedy, gdy potyka się o zarośla, które zostawił na swojej ogrodowej ścieżce – ale przez życie przechodzi z uśmiechem na twarzy.
Czyli aż do przypadkowego spotkania z panem Schludnym i panem Tidy – archetypicznymi mężczyznami w garniturach. Rozpoczęli bezlitosny program socjotechniki i indoktrynacji, co do którego nie ma wątpliwości, że rażąco narusza jego wolną wolę. „Ale ja lubię być bałaganiarski” protestuje, gdy anonimizują zarówno jego dom, jak i jego osobę, poprzez nieustanne sprzątanie, słabo zawoalowaną symbolikę.
Ten proces jest tak dokładny, że pod koniec jest nie do poznania – ujednolicona różowa plama, nie jest już prawdziwym sobą (ten żywy bazgroł przypominający Pollocka). Uśmiecha się uśmiechem automatu z praniem mózgu, uprzejmie akceptując to, co nie zostało mu dane do kwestionowania lub odmowy. Właśnie w tym uśmiechu najostrzejszy jest horror tego, co widzieliśmy.
Gdzieś za tym pustym wyrazem twarzy kryje się jednak utajona złość – ślad samowiedzy o tym, kim kiedyś był – w kolczastej obserwacji, którą kieruje do Schludnego i Schludnego, że nawet pozbawili go jego imienia.
Książka kończy się suchym przypomnieniem Hargreavesa, że podobnie jak w przypadku tajnej policji w jakimś totalitarnym reżimie, nasze własne małe przejawy wyjątkowości i woli mogą również skutkować wizytą tych złowrogich agentów w garniturach.
3. Pan Łaskotek
Freud pomaga Hargreavesowi rozluźnić krawat
Pierwsza praca Hargreavesa, przez wielu uważana za jego arcydzieło, Mr Tickle jest rzadkością wśród książek Mr Men. Gdzie indziej widzimy wiele ekspozycji na pułapki nadmiaru – jak na przykład w przypadku pana Chciwego i pana Messy – ale wyraźny brak dyskursu na temat osobowości, które są nadmiernie, a nie niedostatecznie uregulowane. Przykładem może być inna praca, Panie Fussy, która wyróżnia się jako rażąco stracona okazja. Pomimo lekko ośmieszającego tonu prozy, jest to w istocie lament nad tym, jak inni nie mogą sprostać wysokim ideałom i perfekcjonizmowi tytułowego centralnego charakteru. Jest to w najlepszym razie niejednoznaczna krytyka represji, a Pan Fussy wymyka się moralnemu osądowi, tak często wygłaszanemu innym w serii.
Cóż za cudowną anomalię, którą znajdujemy w Pan Tickle – powiew świeżego powietrza z niepohamowanego id. Oferowana przez niego wszechogarniająca zmysłowa rozkosz, bezlitośnie zaburza porządek społeczny. Listonosz wrzuca wszystkie listy do kałuży, łaskotanie policjanta powoduje korek, a nieznośna zaduma, którą zadaje zawiadowcy stacji, powoduje chwilowe zatrzymanie lokalnej sieci kolejowej. Jest coś prawie Bachtyńskiego w sposobie, w jaki łaskocze surowego nauczyciela, aż traci kontrolę przed swoją klasą.
Ale pan Tickle nie jest egoistą Stirnera, ani nie głosi, że „czyń, co chcesz, będzie całym prawem”. A jeśli jest terrorystą, jego bronią jest śmiech i ekstaza. Chociaż jego głównymi celami mogą być ci, którzy noszą mundury – ci, którzy ćwiczą, ucieleśniają i dlatego są najbardziej w uścisku Władzy – mylilibyśmy się sądząc, że celem Hargreavesa jest rzucenie wyzwania zewnętrznemu porządkowi społecznemu. Chodzi raczej o rozluźnienie podobnego do imadła uścisku wewnętrznego wroga: nadmiernie rozwiniętego Superego.
Zauważamy, że sam pan Tickle nie jest niewolnikiem rozkoszy zmysłowej – wręcz przeciwnie; jest wzorem równowagi psychicznej. Pod koniec całodziennych eskapad odpoczywa w fotelu, syty i spokojny. Nasz bohater głosi przesłanie katharsis – wezwanie do broni, by nie pogrążyć się w samosupresji i normatywnych regulacjach. Poprzez psychoanalizę dochodzimy do arystotelesowskiej drogi pośredniej i pozostaje nam łagodne uświadomienie sobie naszej potrzeby wyrażenia miary pragnienia i radości.
Bo jednego możemy być pewni, że im bardziej tłumimy zasadę przyjemności, tym bardziej gwarantujemy, że prędzej czy później padniemy ofiarą przytłaczającego i żarliwego uwolnienia od id.
Zapewniamy, że właśnie o tej godzinie najbardziej zawiedziemy nasze Superego.
4. Pan Bounce
Dasein: rzutowana projekcja
Jako elementarz egzystencjalizmu dla niemowląt, znajdujemy w tej książce ważki traktat o osobistej polityce sprawstwa i upodmiotowienia, przejmowania na własność i autorstwa własnego życia.
Taka jest siła, z jaką ten Heideggerowski bohater zostaje rzucony w świat, że od tego czasu nie przestał się podskakiwać. To jest faktyczność Pana Bounce – zbiór okoliczności, zarówno jego samego, jak i otoczenia, w którym znajduje się jako podmiotowość. Oznacza to, że jego nieustanne podskakiwanie jest ręką, którą zadało mu życie, ze względu na jego wyjątkową pozycję w czasie, w historii, jako świadoma istota w świecie zmysłowym.
Powyższe zdanie jest kluczem do tej opowieści – „odnajduje siebie jako podmiotowość”. We wczesnych stadiach opowieści jego doświadczenie przypomina bardziej przedmiot, gdy losowo przedziera się przez swoje życie, nie wywierając prawie żadnej kontroli. Ważne jest, aby być świadomym, jak zawsze w przypadku Hargreavesa, że nie jest to tylko kwestia fizyczna, materialna. Najważniejszym fragmentem tego arcydzieła jest sytuacja, w której Pan Bounce jest bity jak piłka tenisowa przez dwóch graczy, którym wydaje się, że brakuje jakiejkolwiek koncepcji jego osobowości. Jest tak, jak wszyscy jesteśmy do pewnego stopnia przepychani przez kaprysy i kaprysy das Man, The Oni – bezmyślne, amorficzne zbiorowe wyrzeczenie się Woli. Tutaj konfrontujemy się ze Złą Wiarą – nieautentyczną egzystencją.
Jednak w przeciwieństwie do wielu, być może ze względu na jego szczególnie żywe i bezpośrednie doświadczenie tego zjawiska, pan Bounce jest zachęcany do działania. Podczas wizyty u lekarza (filozofii?) Pan Bounce otrzymuje idealne rozwiązanie – parę ciężkich butów.
Uznając swoją faktyczność, przekracza ją także poprzez wybór – aktywne ćwiczenie wolnej woli. Ugruntowany na nowo w wyjątkowości swojego bytu, jego skakanie ustaje – emancypacyjnym zakończeniem tej pracy jest osiągnięcie sprawczości, autentycznego bytu.
5. Pan Silny
Medytacja na czas
Cóż to za triumf, ta nietzscheańska przypowieść o nadczłowieku. Sama istota pana Stronga jest przepełniona Wolą Mocy, dla której jego siła fizyczna nie jest delikatną metaforą. Palcem wbija gwóźdź w ściany, zawiązuje węzeł w żelaznym pręcie.
Co więcej, często wbrew sobie manifestuje tę samą siłę i charyzmę. Zupełnie przypadkowo wyrywa drzwi z zawiasów i ledwo zauważa, jak zderzył się z nim autobus. Ważna jest symbolika obu tych wydarzeń. Incydent z drzwiami wyraźnie pokazuje, że to świat wokół pana Stronga musi się zmienić – nie on – bez względu na to, jak gwałtowne jest to narodziny nowego. Równie istotne jest to, że nieuważność pana Stronga na bezpieczeństwo na drodze powoduje wypadek – nie może nie istnieć ponad społecznymi regułami rządzącymi większością, poza dobrem i złem.
Nie oznacza to, że pan Strong kiedykolwiek wykorzystuje swoją wrodzoną wyższość do czynienia zła – jest tak samo dobrym jajkiem, jak te, które stanowią jego główną dietę. Można odnieść wrażenie, że byłby tak samo przerażony, jak sam Nietzsche, antysemityzmem Wagnera.
W każdym razie przeznaczenie wzywa Supermana. A z ogniem na polu wyrywa stodołę z fundamentów (sprytna metafora dramatycznej zmiany społecznej wywołanej przez obrazoburców takich jak on). Napełnia go wodą, wylewa na chaotyczne piekło, gasząc jego płomienie swoją mocą. Bez namysłu chwyta swój moment w historii.
Tak sprach Zaratustra.
6. Pan Szczęśliwy
Przewodnik młodego człowieka po indywidualizacji
W swojej trzeciej pracy, Mr Happy, Hargreaves zabiera nas w jungowską podróż do zintegrowanego ja.
Historia zaczyna się od wprowadzenia nas w rzekomo doskonałe życie, jakie wydaje się żyć nasz tytułowy bohater – uspokojoną błogość i fałszywą euforię Happyland. Ale co sprawia, że Mr Happy odchodzi od egzystencji, która, jeśli jest naprawdę bez skazy, powinna wystarczyć, by go zadowolić i podtrzymać? Skąd ta potrzeba zapuszczania się w głąb tajemniczego, nieznanego lasu? Otworzyć drzwi w pniu drzewa i zejść po schodach pod ziemią do najgłębszych zakamarków nieświadomości?
Tutaj leży sedno tej eksploracji psychologii analitycznej – definiujące szczęście naszej centralnej postaci objawia się jako nic więcej niż persona. Jego imię i wygląd zewnętrzny są maską dla świata zewnętrznego i przed nim samym. To właśnie nieautentyczność tego stanu rzeczy popycha go w podróż, by odnaleźć i zmierzyć się z korzeniem dysonansu, jaki w nim rodzi.
Bo rzeczywiście, z czym spotyka się u stóp tych schodów, jeśli nie z własnym tłumionym smutkiem? Przychodzi to w postaci jego nieszczęśliwego alter ego – fizycznie identycznego, biegunowo przeciwnego nastroju. Tylko dzięki tej konfrontacji z cieniem jego niezrównoważona osobowość może znaleźć autentyczne rozwiązanie i prawdziwą integrację jaźni. Te archetypy są całkiem dosłownie ujawnione, gdy Pan Szczęśliwy wyprowadza Pana Nieszczęsnego na powierzchnię i na widok świadomego umysłu w kulminacyjnym momencie prawdziwego pokoju i błogości.
W świadomym ukłonie w stronę materiału źródłowego Hargreaves przedstawia pana Happy'ego jako okrągłego – kształt, który dzieli z mandalą.
7. Pan Mały
Bleasdale został pobity
Pan Small to „Chłopcy z ciemnicy” Hargreavesa. Tutaj przyjmuje bardziej naturalistyczny styl, odkładając na bok jednoznaczną ekspozycję akademickich szkół myślenia wraz ze swoimi zwykłymi moralnymi i filozoficznymi troskami. W sposób, który jest prawie zlewem kuchennym, śledzimy everymana z klasy robotniczej – dosłownie małego człowieka – szukającego pracy w Wielkiej Brytanii lat 70-tych. Tematycznie Hargreaves ukazuje swoją wizję, zapowiadając masowe bezrobocie, które miało nadejść w latach 80. XX wieku.
Pan Mały próbuje kolejnych prac, do których jest żałośnie niedopasowany – wszystkie są dla niego ewidentnie za duże. Brakuje mu podstawowej wiedzy i umiejętności, aby utrzymać którąkolwiek z profesji, którą podejmuje. Czy Hargreaves zerwał ze swoim zwykłym konserwatyzmem społecznym, potępiając system edukacji, który nie przygotowuje odpowiednio siły roboczej do coraz bardziej wykwalifikowanej i zmechanizowanej pracy? I czy w tym dalej wyraża swoją frustrację z powodu tego, jak jego własne fikcyjne możliwości zostały skute i ograniczone przez ten stan rzeczy?
Rzeczywiście, sam Hargreaves wydaje się rezygnować z pana Małego – oczywiście w cierpkim rozkwicie narracji. Pod powierzchowną pozytywnością zakończenia, w najlepszym razie napotykamy stoicyzm, z wyraźnym podszyciem fatalistycznego strachu przed tym, co przyniesie najbliższa przyszłość. Cień nadchodzących lat Thatcher pada już na świat Mr Menów. Jeśli Hargreaves pozbawił go rewolucyjnego socjalizmu w panu Uppity – lub nawet skromniejszej ochrony centrolewicy – to nic nie może zrobić pan Small, jak tylko biernie zaakceptować swoją sytuację. Pan Robertson, literacka personifikacja ustawowej interwencji, jest ostatecznie bezsilny, by mu pomóc. Zbiorowy sentyment robotników – ucieleśniony przez przyjaznego listonosza – nie oferuje nic praktycznego, tylko współczucie. Jedyne zajęcie, do którego Pan Mały się nadaje, to opowiedzenie autorowi swojej historii. (Porównaj to z wcześniejszym Mr Bumpem, który z powodzeniem znajduje pracę zgodną z jego specyfiką jako postaci.)
Hargreaves, z charakterystycznym geniuszem, podnosi ręce i lamentuje nad własną niemocą. Ale jeśli nie można uratować pana Smalla, przynajmniej dano mu głos.