Przyszłość South End leży w historycznej przeszłości Bostonu

Opublikowany: 2019-04-14
Kiedy miejsce, które nazywamy domem, jest jednocześnie miejscem, w którym pracujemy i tworzymy, definiuje nas tak samo, jak my je definiujemy. Twórcy i założyciele na całym świecie znajdują się w sercu społeczności, w których prowadzą interesy. Ta seria, I nigdzie indziej, bada relacje między miejscami, w których żyją, a tym, co decydują się tworzyć.

Jesteś tutaj, aby kibicować Soxom lub zdobywać 40 mil chodnika wraz z 30 000 swoich najbliższych biegaczy. A może przyszedłeś na bułkę z homarem. Jednak poza frazesami i pułapkami turystycznymi każde miasto ma specjalną ukrytą tożsamość. Boston nie jest wyjątkiem. Jego wielowiekowa historia – pomyśl bracia Wahlberg, powodzie melasy i Klątwa Bambino – jest zachowana w szczegółach, nawet gdy miasto ewoluuje. Albo, lepiej ująć to współwłaściciel Polkadog Bakery, Deb Suchman, „Boston to współpraca nowych i starych społeczności zbudowanych na twardej, solidnej strukturze”.

Jedną z tych społeczności jest South End, dzielnica zorientowana na sztukę ze skłonnościami do smakoszy i spornymi granicami. Tutaj zabytkowe kamienice z piaskowca zwracają uwagę wzdłuż zadbanych ulic, gdzie bez wyraźnego rozgraniczenia między przestrzeniami handlowymi i mieszkalnymi, domy są usiane kwiaciarniami, barami z sokami i luksusowymi butikami, od czasu do czasu przerywanymi nieskazitelnym parkiem.

Zdjęcie zewnętrznej części ceglanego budynku handlowego w alejce w dzielnicy South End w Bostonie. Dwa znaki sklepowe mówią: „PATCH NYC” i „OKA ARTE INC”. Łańcuchy świetlne przecinają wąską przestrzeń między budynkami.
South End to skarbnica wyjątkowych małych firm, niektóre ukryte w alejkach lub schowane na ulicach mieszkalnych. Tony Luong

South End, pomimo swojej ewolucji w miejsce zakupów, w dużej mierze zachowało swoje niezależne korzenie. Jasne, Starbucks miele fasolę co drugi blok, ale mniejsze powierzchnie do wynajęcia pomogły utrzymać duże marki w ryzach. Ponieważ handel detaliczny nie jest skoncentrowany w South End, odkrywanie jest częścią jego uroku. A właściciele firm łączą swoje pieniądze, mówi współwłaściciel PATCH NYC, John Ross, aby stworzyć mapę, która pomoże odwiedzającym łatwo znaleźć ukryte klejnoty okolicy – ​​niektóre, takie jak jego, ukryte w alejkach lub schowane na ulicach mieszkalnych.

Przemierzałam South End, od Columbus i Massachusetts po Open Market SoWa (południe Waszyngtonu), przeprowadzając wywiady z osobami stojącymi za dziewięcioma lokalnymi firmami – zarówno piekarniami dla psów, producentami obuwia, jak i projektantami wzorów – aby odkryć, co sprawia, że ​​ta mała kieszonka w Bostonie jest wyjątkowa.

Duch walki

Boston to miasto butów, mówi Mark McGarry, jedna trzecia zespołu założycielskiego York Athletics Mfg . Marka, której showroom znajduje się w budynku przemysłowym na obrzeżach South End, jest stosunkowo nowicjuszem w mieście, które jest już siedzibą centrali potężnych marek o ugruntowanej pozycji. Pomyśl o Converse, Reeboku, Nike. Choć York ma zaledwie dwa lata, jest to właściwie trzecia odsłona rodzinnego biznesu sportowego, którego początki sięgają 1946 roku. Mark był wyczynowym snowboardzistą i wreszcie szefem obuwia dla Pumy, zanim nawiązał współpracę z braćmi i spadkobiercami firmy Travisem i Kyle Yorkiem, aby założyć Marka. „Myślę, że większość ludzi odnosi się do bycia słabszym” – mówi. „To jest naprawdę to, co reprezentujemy”. Ich status małego faceta działał na ich korzyść, zdobywając prasę za ich „odwagę” do stawienia czoła takim graczom jak Nike.

Boston ma mentalność „Boston Strong”, więc myślę, że to przesłanie naprawdę odbiło się echem.

Mark McGarry

York oparł się na tożsamości Bostonu w duchu walki, aby zbudować lokalne wsparcie, ale teraz wysyłają trampki na cały świat. „Boston ma mentalność „Boston Strong”, więc myślę, że to przesłanie naprawdę odbiło się echem” — mówi Mark.

Pomimo pogody...

Ulubioną grą Sofi Madison z dzieciństwa była gra w sklep. „Dostałam kasę, kiedy byłam młodsza”, mówi. „Jak prawdziwy”. Ostatecznie stanie się właścicielem firmy było więc naturalną ewolucją. To tam otworzyła sklep, co ją zaskoczyło. Urodzona w Bostonie Sofi opuściła miasto jako młoda osoba dorosła, przysięgając, że nigdy nie wróci. „Pogoda jest okropna” – wyjaśnia. Ale w końcu wróciła do domu, otwierając Olives & Grace – wyselekcjonowany sklep z upominkami i stylem życia – i znalazła wspierającą społeczność. „To jak wszyscy przedsiębiorcy” – mówi. „Wszyscy się znamy”.

Sofi Madison stoi w swoim butiku Olives & Grace, trzymając koc z nadrukiem „BOSTON!” pogrubioną czarną czcionką.
Sofi Madison, założycielka Olives & Grace, wspiera niezależne firmy, takie jak jej własna, w tym Calhoun & Co — twórców tego drukowanego koca. Tony Luong

W starannie wyeksportowanej przestrzeni designerskie tryktrak i karmelki dla smakoszy oraz ręcznie tkane kosze (ojej!) ustawiają schludne białe półki. Sofi skłania się ku małym markom i rękodziełom, wspierając inne małe firmy, takie jak jej własna. Jak mówi, jest wystarczająco dużo sklepów, w których można znaleźć dumę z Bostonu, a jej kolekcja nie jest specjalnie lokalna. Ale jest bardzo ostrożna w odkrywaniu wyjątkowych przedmiotów — takich jak koce tkane przez tradycyjnych rzemieślników w Meksyku — i dzieleniu się nimi ze swoim rodzinnym miastem.

Szerokie zdjęcie wnętrza Olives & Grace, przedstawiające półki i stoły z artykułami lifestylowymi.
Olives & Grace mieści się w słonecznej przestrzeni handlowej na niższym poziomie w bloku z piaskowca w South End. Tony Luong

Zostaw swoich ludzi przy drzwiach

Świeżo po ukończeniu szkoły artystycznej Deb Suchman przeprowadziła się do loftu koncertowo-pracowego w South End podczas rozkwitającej sceny artystycznej pod koniec lat 90-tych. — Wkupiłam się — mówi Deb. „Byłem częścią czegoś nowego, a także częścią czegoś starego i prawdziwego”. Pomysł na psią piekarnię, zainspirowany jej jednookim psem ratowniczym Pearl, miał być tylko instalacją artystyczną. Ale ludzie to pokochali. I chcieli więcej.

Stworzyliśmy sklep tak, by przypominał sklep ze słodyczami za grosze, ale dla psów i kotów.

Deb Suchman

Zaledwie kilka miesięcy później ona i partner biznesowy Rob Van Sickle otworzyli pierwszą lokalizację Polkadog Bakery , gdzie dziś słoiki ustawiają się na długiej szklanej ladzie, w której znajdują się psie (i kocie) przysmaki, takie jak skóry dorsza, paski kurczaka i kawałki „Lucky Duck”. Firma działa już od 17 lat z pięcioma sklepami w Massachusetts. „Założyliśmy sklep, by przypominał sklep ze słodyczami za grosze, ale dla psów i kotów” — mówi Deb.

Boston dumny

Zakątek wzdłuż Tremont zajmuje SAULT , sklep z odzieżą męską założony przez Philipa Saula, aby uczcić jego miłość do klasycznej i wschodzącej mody z Nowej Anglii. Wewnątrz, przestrzeń poniżej poziomu, ubrana w morskie błękity, drewno dryfujące i ujęcia czerwieni, przypomina kadłub statku.

Chociaż jest to wyraźnie sklep, który dotyczy Nowej Anglii, nie ma w nim nic turystycznego ani kiczowatego. Umiejętnie wyselekcjonowana kolekcja Philipa — od koszul chambray i solonych karmelków po książki o architekturze Cape Cod i zestawy do homarów z Maine — przemawia do wymagających marynarzy miejskich. Albo turyści szukający czegoś więcej niż magnesu na lodówkę.

Igrać z ogniem

Hannah Blount , pochodząca z Nantucket wychowana przez rybaka i krawcową, zajmuje się biżuterią od szóstego roku życia. „Oboje moi rodzice pracowali jak szaleni, próbując włożyć nam jedzenie do ust” — mówi o swojej dziewięcioosobowej rodzinie. „Do nas należało zapewnienie sobie rozrywki”. Po studiach pracowała za dnia dla innych jubilerów, budując własną markę z ostatecznym celem: własnym studio. „Pracowałam przez 100 godzin tygodniowo” — mówi. W końcu przejęła dzierżawę w pożądanym budynku Gildii Artystów SoWa, w całości poświęconym twórcom. SoWa to centrum małych firm w okresie letnim, kiedy w każdy weekend targi staroci, żywności i sztuki wypełniają przestrzenie publiczne. „Boston ma wiele możliwości dla artystów” — mówi Hannah.

Brudnę ręce, bawię się ogniem, noszę fartuch pokryty sadzą.

Hannah Blount
Portret Hannah Blount w fartuchu siedzącej przy stole warsztatowym w pracowni biżuterii na tle białej ceglanej ściany.
Hannah pracuje w swoim studio w Gildii Artystów SoWa, budynku w South End poświęconym twórcom. Tony Luong

Chociaż jest u steru i mocno trzyma się praktycznych aspektów biznesu, Hannah nadal spędza jak najwięcej czasu na ławce. „Brudzę sobie ręce, bawię się ogniem i noszę fartuch pokryty sadzą” – mówi. W swoim trzecim studiu w tym samym budynku Hannah wraz z zespołem projektuje i wytwarza piękną biżuterię „dla nowoczesnego gawędziarza” sprzedawaną w butikach, online i na zamówienie.

Zbliżenie dłoni projektantki biżuterii Hannah Blount, która rzeźbi misterną ilustrację wieloryba na kawałku turkusu.
Mimo że Hannah zatrudniła cały zespół do pomocy w prowadzeniu swojej firmy, mówi, że nadal uwielbia „brudzić sobie ręce”, spędzając czas na ławce. Tony Luong
Obraz wystawy biżuterii przedstawiającej naszyjniki, wazon z kwiatami i odręczną notatkę z napisem: „Proszę o pomoc. Chętnie pomożemy!” Hannah Blount rozmawia przez telefon w tle.
Raz w miesiącu budynek Gildii Artystów SoWa otwiera swoje podwoje dla publiczności, a studio Hannah służy również jako przestrzeń handlowa. Tony Luong

Pierzaste Tutus

Założycielka Jasmine Punzalan otworzyła butik dziecięcy Kodomo w 2016 roku po tym, jak starała się znaleźć wyjątkowe ubrania dla swoich dzieci. Obecnie prowadzi trzy lokalizacje w Bostonie, sprowadzając ponad 20 marek odzieżowych, głównie ze Skandynawii i Hiszpanii. Wesoły, nowoczesny sklep jest pełen rzeczy, które chcę w moim rozmiarze – trapezowych i stokrotek, spódnic z dzianiny w kolorowych blokach i tutu z piórami.

Nick, pracownik Kodomo, zauważa, że ​​South End „ma atmosferę Nowego Jorku, ale nie jest to miasto spacerowe”. Na szczęście jestem na Tremont, głównej ulicy South End, i w promieniu kilku krótkich przecznic jest wiele do odkrycia. Nie zawsze tak było.

Klimat małego miasteczka

Marie Corcoran, która prowadziła sklepy w tej okolicy od ponad dziesięciu lat, była świadkiem rozkwitu okolicy dzięki małym firmom i konserwacji zabytków. „W latach 80.”, mówi, „ludzie rozdawali przestrzenie i nie można było ich sprzedać”.

Marie, która uwielbia małomiasteczkowy klimat okolicy, wcześnie postawiła na dobrze prosperującą okolicę. I wygrała.

W latach 80. ludzie rozdawali miejsca i nie można było ich sprzedać.

Marie Corcoran

Jasnozielone drzwi 11-letniego sklepu Marie, GiFtED , są ukryte za rogiem głównej ulicy. Wewnątrz przestrzeń jest pełna kolorów i fantazyjnych, w większości wykonanych ręcznie. Jako nowa mama i pełnoetatowa właścicielka sklepu, Marie nie znajduje czasu na nawiązanie kontaktu z własnymi korzeniami twórców, ale przypomina sobie, że jej wysiłki dają platformę do pracy ponad 90 innym artystom z USA.

Klasyczna architektura i drzewa miłorzębowe

Tremont odkrywa kolejny klejnot we Flores Mantilla , drugiej lokalizacji kolumbijskiej kwiaciarni i byłej cukierni, Nancy Mantilla. Spod drzwi sklepu bujna zieleń – zioła, sukulenty, sezonowe kwiaty – rozlewa się po schodach i na chodnik, a wewnątrz kolorowe kwiaty wypełniają przestrzeń, oferując „coś dla każdego”. Siłą sklepu, mówi Nancy, jest dbałość o szczegóły i ciepła obsługa klienta.

Odkąd mieszkała w Bostonie jako studentka, Nancy zakochała się w klasycznej architekturze South End i drzewach miłorzębu. Od zawsze jej marzeniem było otworzyć tu sklep. I 17 lat po otwarciu swojego pierwszego sklepu w Marblehead w stanie Massachusetts – obecnie obsługiwanego przez powitanie springer spaniela, senora Wellingtona i Belladonny – właśnie to zrobiła.

Nowy Nowy Jork

Dla nowicjuszy z Bostonu, właścicieli studia projektowego i butiku PATCH NYC , South End jest tym, czym kiedyś była nowojorska West Village – zanim John powiedział, że zaczęła się czuć „jak centrum handlowe”. Ich firma miała już 10 lat w 2012 roku, kiedy spakowali się i przenieśli do Bostonu (nawiasem mówiąc, rodzinnego miasta Dona). „Wypaliliśmy się w Nowym Jorku” — mówi John.

To inny klient niż Nowy Jork. Czuję, że naprawdę doceniają to, co robimy.

John Ross

PATCH NYC miał swoje początki prawie dwie dekady temu od szydełkowanych czapek – wariacji na temat projektu matki Dona. Ale Don i John mieli wielką przerwę po tym, jak zostali klientami Barneya i Bergdorfa. Od tego czasu marka rozszerzyła się o artykuły gospodarstwa domowego, biżuterię, oryginalną sztukę i współpracę z dużymi światowymi markami, takimi jak West Elm, Monoprix i Target.

Don Carney i John Ross stoją w swoim eklektycznym studiu PATCH NYC, otoczonym sztuką, biżuterią, artykułami artystycznymi, książkami i wystrojem w stylu vintage.
Don i John mają w swoim sklepie PATCH NYC niektóre marki innych firm, ale ich głównym celem jest utrzymanie wyjątkowej oferty dzięki swoim charakterystycznym elementom i współpracy. Tony Luong
Chociaż noszą wybrane elementy innych marek – umarłbym za dekadenckie karty do gry Christiana Lacroix – są ostrożni, aby to ograniczyć. „Jeśli zrobimy to sami”, mówi John, „to sprawi, że będzie wyjątkowy i wyjątkowy”. Chociaż ten duet może tęsknić za ruchliwym ruchem pieszym w Nowym Jorku, w dzisiejszych czasach cieszą się, że mają przerwę, aby skupić się na projektowaniu. „To inny klient niż Nowy Jork” — mówi John. „Czuję, że naprawdę doceniają to, co robimy”.
Fragment dłoni mężczyzny malujących wzór ptaka na płótnie. Stół pokryty jest artykułami plastycznymi.
Przeprowadzka z Nowego Jorku do Bostonu oznaczała wolniejsze tempo i mniejszy ruch pieszy dla PATCH NYC, co pozwoliło Donowi i Johnowi skupić się na tym, co kochają – projektowaniu. Tony Luong
Szczegół dłoni mężczyzny trzymającego ołówkowy rysunek twarzy. Pobliski stół jest wystawiony na sprzedaż z książkami, taśmą washi, spinaczami do papieru i przedmiotami dekoracyjnymi.
Firma PATCH NYC wypuściła na rynek prawie dwie dekady temu jeden produkt — szydełkowane czapki. Teraz marka rozszerzyła się na różne kategorie i współpracuje z takimi firmami jak West Elm i Target. Tony Luong

PATCH NYC był moim ostatnim przystankiem i oprócz pad thaia z cukinii w PRESSED i sojowej latte w Jaho , nie zjadłem wystarczająco dużo, aby zrównoważyć chodzenie. Na szczęście mapa współpracy zaprojektowana przez lokalnych właścicieli sklepów zawierała najlepsze restauracje w South End. „Boston ma tak dobrą scenę kulinarną”, mówi mi John i zakreśla swoich ulubionych.

Skończyłem mój pierwszy pobyt w tym mieście, odhaczając listę rzeczy do zrobienia, w tym, tak, mecz w Fenway (wygrali!). Ale moja eksploracja króliczych nor wyłożonych kamieniami brunatnymi pozwoliła mi zobaczyć inną stronę Bostonu – równie dumną ze swojej historii, jak z budowania swojej przyszłości.

Zdjęcie główne autorstwa Veroniki Grech